Co jest miarą dobrej książki?
Miarą dobrej książki są łzy
Moją miarą dobrej książki są łzy. Uświadomiłam ją sobie, gdy przeczytałam po raz trzeci „Szofar zabrzmiał” i pomimo znanej treści ponownie rozłożyła mnie na łopatki, dotknęła duszy i wylała rzekę łez. Zaznaczam, że nie łatwo mnie wzruszyć.
Druga miarka to nieświadome drążenie mojego umysłu. Jeśli po przeczytaniu nie jestem w stanie zapomnieć o książce, moje myśli notorycznie analizują bohaterów, treść, cokolwiek, po prostu pracuje we mnie tygodniami.
Trzecia miarka, którą łatwo zauważyć, bo moje zachowanie przypomina postać dilerki tyle, że dobrego uzależnienia. Wszystkim wciskam niemal na siłę książkę przy tym nieźle spamując a moje „musisz to przeczytać” nie podlega asertywności.
Na dowód powyższej argumentacji spróbujcie zmierzyć się choćby z tymi książkami:
„Człowiek z nieba”, „Potęga miłości”, „Dziecko pokuty".
Czwarta miara to książka, która sama się sprzedaje bez reklamy, tylko za pomocą tzw. marketingu szeptanego, ale tego bezpłatnego i szczerego. Tytuły, które gdzie po raz kolejny słyszałeś. My doświadczamy tego w księgarni, gdy klienci mówią „o słyszałam o tej książce”, najczęściej przy książce „Chata”, „Modlitwa Jabesa”, „Dzikie serce” itp.
Piąta miara to książka, która przez wiele lat jest sprzedawana, wielokrotnie wznawiana. Wydawca nie wydaje ponownie książki, która nie zarabia. Wystarczy spojrzeć na datę wydania np. „Przebacz mi Nataszo”, „Najszczęśliwsi na świecie” czy „Krzyż i sztylet”.
I na koniec. Książka, która jest zekranizowana. Na film lektura musi sobie zasłużyć ilością sprzedanych egzemplarzy w wielu krajach, kiedyś myślałam, że musi tylko podbić serce reżysera.
Polecam książkę przeczytać przed obejrzeniem filmu. Zazwyczaj wszyscy mówią, że książka jest lepsza. Wyjątek stanowi film „Przełęcz ocalonych”, ale wiadomo Mel Gibson ze swoją wyobraźnią przeczytał „Nietypowego bohatera”.
A jaka jest wasza miara?
Edyta Bogulak Bogulandia